Bronisław Tofil nie jest już prezesem Miejskiego Zakładu Budynków w Stalowej Woli. Na stanowisku zastąpił go Tomasz Gunia. Odwołany prezes zapowiada zawiadomienie organów ścigania. Twierdzi, że mogło dojść do popełnienia przestępstwa, bo od wygaśnięcia jego kadencji do odwołania minął prawie miesiąc, a w tym czasie jako prezes wciąż podejmował decyzje. Prezydent Stalowej Woli uważa te zarzuty za bezpodstawne.
Bronisław Tofil został prezesem Miejskiego Zakładu Budynków w 2007 roku. Stanowisko objął w wyniku konkursu. Utratą stołka zaskoczony nie był, a wręcz dziwił się, że trwało to tak długo.
– Atmosfera stała się nieznośna. Nikt z władz zwierzchnich ze mną nie rozmawiał, prezydent nie odebrał ode mnie telefonu w ważnej sprawie. To była taka forma stalkingu – mówi „Sztafecie” Bronisław Tofil.
Prezydent Lucjusz Nadbereżny tłumaczył na ostatniej sesji rady miejskiej, że odwołanie prezesa Tofila było pokłosiem tego, że 20 lutego rada nadzorcza MZB (ta sama, która funkcjonowała za prezydenta Szlęzaka) nie udzieliła Tofilowi absolutorium za 2014 rok. Spółka w ubiegłym roku miała zanotować stratę. Tarapaty finansowe były związane z odszkodowaniem wypłaconym po śmierci jednego z pracowników MZB, który zginął w wyniku nieszczęśliwego wypadku przy pracy. Odszkodowanie wynosiło 308 tysięcy złotych.
– To nie jest tak, że oto prezydent Nadbereżny dokonuje ścinania głów, niemerytorycznej czy politycznej oceny. Jest to ocena organu spółki, który bierze za nią odpowiedzialność. A sytuacja w spółce nie jest ciekawa – mówił radnym Nadbereżny.
CAŁY ARTTYKUŁ PRZECZYTASZ W PAPIEROWYM WYDANIU SZTAFETY – 5 MARCA