Stalowowolską elektrownię zaczęto budować w marcu 1938 roku. Powstawała na francuskiej dokumentacji i za francuską pożyczkę. Budowę prowadzili francuscy fachowcy. Siłownia o mocy 40 MW uruchomiono w 1939 roku. Poświęcił ja w końcu czerwca 1939 r. biskup sufragan przemyski Wojciech Tomaka. W czasie okupacji niemieckiej dwukrotnie próbowano ją zniszczyć.
W nocy z 9 na 10 lutego 1944 r. 1. Ukraińska Dywizja partyzancka pod dowództwem Piotra Werszyhory sforsowała Bug w rejonie m. Sokal. Była to największa i najsilniejsza radziecka jednostka partyzancka walcząca niemieckim okupantem na terenach miedzy Wisłą a Bugiem. Dywizja składała się z trzech pułków strzeleckich, dywizjonu kawalerii, kompanii zwiadu, baterii artylerii, kompanii minerów, oddziału sanitarnego i oddziału gospodarczego. Dowódcą 1 pułku był inż. Dawid Bakradze, 2 pułku mjr Piotr Kulbaka, 3 pułku kpt. Piotr Brajko.
Partyzancki atak
Dywizja z początku zatrzymała się na skraju lasów Janowskich i Puszczy Solskiej. Oddziały rozwinęły ożywioną działalność w odległych od siebie miejscowościach. Atakowały jadące na wschód transporty wojskowe oraz mosty i urządzenia stacyjne na liniach kolejowych Przemyśl – Lwów, Rawa Ruska – Jarosław, Rawa Ruska – Zamość. Zrywali mosty i wysadzali urządzenia kolejowe w różnych miejscowościach… Inne oddziały dywizji prowadziły działalność dywersyjną na lewym brzegu Sanu oraz na linii Przemyśl – Rozwadów.
W lutym 1944 roku partyzantka sowiecka dowodzona przez Piotra Werszyhorę przekroczyła Bug i znalazła się na Zasaniu. 18 lutego 1944 r. ulokowała się w rejonie Domostawy i Jarocina. Meldunki polskiego antyniemieckiego podziemia wskazywały, że Sowieci zmierzają w kierunku Stalowej Woli. Komendant obwodu Batalionów Chłopskich Biłgoraj Stanisław Makiełło „Brzask” donosił w jednym ze swoich meldunków: Jak już wspomniałem Sowieci idą forsownym marszem. Idą w kierunku na trójkąt przemysłowy, chcą zniszczyć Stalową Wolę i inne sąsiednie zakłady.
Werszyhora zetknął się na Zasaniu z dowódcą polskiego oddziału partyzanckiego „Ojcem Janem” (Franciszek Przysiężniak). Obaj ustalili, że dokonają bombardowania obiektów przemysłowych w Stalowej Woli. Wieczorem 21 lutego 1944 r. Rosjanie pod dowództwem Gruzina Dawida Bakradze, prowadzeni przez polskich przewodników „Dęba” (Edward Sroczyński), „Adina” (Roman Cieplik), „Przybyłę” (Karol Wnuk) i „Karpa” (Józef Najwer) z oddziału „Ojca Jana”, wyruszyli pod Stalową Wolę. Dwie sowieckie kompanie ciągnęły z sobą dwa działka 45 mm i dwa działka 76 mm. Nocą z 21 na 22 lutego na prawym brzegu Sanu, w pobliżu Sudołów zajęto stanowiska i rozpoczęto ostrzał elektrowni w Ozecie. Jak twierdził „Ojciec Jan”, lufy partyzanckich dział wyrzuciły 32 pociski. Świadek tamtych czasów, ówczesny pracownik stalowowolskiej elektrowni, Ludwik Słabikowski tak relacjonował tę akcję: Była to lutowa noc, daty nie pamiętam, ale był to 1944 rok. Na elektrownię posypały się pociski artyleryjskie. Strzelali, jak się dowiedzieliśmy potem, partyzanci zza Sanu, z okolic Sudołów. Ile pocisków spadło tego nie wiem, ale na pewno nie było ich dużo. Jeden zerwał pas transmisyjny i przerwał przy nim przewody, drugi trafił w kocioł i nieco go uszkodził. Ale elektrownia nie przerwała pracy i funkcjonowała przez cały czas. Żadnej przerwy w dostawie prądu nie było. Te drobne uszkodzenia przewodów i pasa naprawiliśmy w ciągu trzech godzin. Jeszcze tego samego ranka przyjechało gestapo. W kilka dni później przy składzie węgla ustawiono działa przeciwlotnicze i odtąd Wehrmacht chronił elektrownię. Przyjechał też ze świtą generał niemiecki i przywiózł wiele wódki, którą mogliśmy wziąć jako poczęstunek. To była nagroda za to, że nie uciekliśmy z elektrowni w czasie bombardowania i że elektrownia nie stanęła.
Po ataku
Celnych strzałów było niewiele. Nie spowodowały one zresztą większych szkód. Niemcy odpowiedzieli ogniem i to celnym, tak że partyzanci wycofali się i pośpiesznie oddalili z zagrożonego miejsca. Ale jaki popłoch wybuchł wśród Niemców; co ważniejsi urzędnicy zbierali rodziny i uciekali ze Stalowej Woli. Powszechnie sądzono, że to regularne wojska sowieckie zaatakowały i tylko patrzeć, jak front stanie pod Stalową Wolą. Krótkotrwały ogień artyleryjski rosyjskich dział nie unieszkodliwił elektrowni i nie zatrzymał Zakładów. Akcja ta w rzeczywistości nie przyniosła większych efektów w sferze materialnej, za to oddziałała w psychologicznej. Niemcy, zwłaszcza cywile, wystraszyli się mocno. Maria Gajdzińska komendantka Wojskowej Służby Kobiet AK w Stalowej Woli relacjonowała, że po ostrzale elektrowni na drugi dzień niektórzy Niemcy wyjeżdżali z walizkami ze Stalowej Woli.
Wkrótce po partyzanckiej akcji Niemcy zainstalowali działa artyleryjskie na obrzeżach Stalowej Woli, od strony Sanu. Wzmocniono obsadę żołnierzy na mostach, a także zwiększono częstotliwość patroli wzdłuż lewego brzegu rzeki. Niemcy podejrzewali o zmowę Polaków pracujących w elektrowni z partyzantką. Aleksandra Jakimowa, który jako granatowy policjant dyżurował w elektrowni, zatrzymało gestapo. Jako podejrzanego o współpracę z partyzantami wywieziono go do więzienia w Jarosławiu. Po dwutygodniowym śledztwie jednak go zwolniono.
Nocą 20 na 21 lutego inna grupa od Werszyhory, tym razem pod dowództwem Piotra Brajki, współdziałając z ludźmi por. „Władki” (Bogumił Męciński) zaatakowała w Ulanowie posterunek żandarmerii, policji i obserwacji lotniczej mieszczący się w budynku sądu. Niemcy bronili się zażarcie, musieli się poddać, gdy Rosjanie wysadzili część budynku. Łupem padła wówczas broń, amunicja, radiostacja, a nieopodal zajęto magazyny ze zbożem i paszą. Broń dostała się grupie „Władki”, zbożem podzielono się z chłopami, pasza przydała się zgrupowaniu Werszyhory posiadającemu dużą ilość koni. W czasie ataku zginęła żona sędziego i ich kilkuletnia córka Barbara. Rozbito również magazyny żywnościowe i z paszą.
Wehrmacht w elektrowni
Gdy w końcu lipca 1944 roku Niemcy wycofywali się z rejonu Rudnika i Niska, zamierzali spalić Swoły, aby odsłonić teren na czas walk z Sowietami. Aby uchronić ludność przed skutkami przewidywanego starcia Sowietów z Niemcami, postanowiono przesiedlić ją z tej wsi w inne bezpieczne miejsce. W planie niemieckiego Wehrmachtu było również wysadzenie elektrowni.
Ostatnie dni lipca 1944 roku. Liseni, ostatni niemiecki dyrektor elektrowni, kazał zatrzymać pracę siłowni. Ludwik Słabikowski tak zapamiętał ostatnie momenty okupacji niemieckiej: Gdy front zbliżał się, otrzymaliśmy od Niemców polecenie, aby zdemontować nastawnię i wszystko wyrzucić. Oni wcześniej zdemontowali regulatory turbin i zabrali z sobą. Pracowaliśmy przy demontażu nastawni, ale to nie była praca, więcej się udawało, że coś robimy. Potem przyjechało niemieckie wojsko i zaczęło minować elektrownię. Zakładano miny pod turbinami i kotłami.
Pod koniec lipca Niemcy przed wycofaniem się ze Stalowej Woli przystąpili do prac mających na celu wysadzenie w powietrze elektrowni. Siłownię zajęli niemieccy żołnierze i ich saperzy zaczęli zakładać ładunki wybuchowe. Aby wzmocnić siłę wybuchu, dodatkowo Niemcy podkładali bomby lotnicze. Ludwik Słabikowski relacjonował po latach: Ludność zamieszkałą w pobliżu elektrowni wysiedlono do Chył, aby uchronić ją od skutków wybuchu. Wkrótce przyjechał jakiś niemiecki kapitan i kazał usunąć ładunki wybuchowe. Zdaje się, że to był Ślązak i potem, jak mówiono, Niemcy go rozstrzelali w Sandomierzu za to, że nie wysadził w powietrze elektrowni. Nie jest prawdą, że dzięki nagłemu wejściu Rosjan nie wysadzono elektrowni. Ładunki były wcześniej przygotowane i wystarczyło tylko dać impuls elektryczny z pagórka leżącego niedaleko zakładu.
Wojska niemieckie w nocy 1 na 2 sierpnia przesuwały się drogą z Niska przez Stalową Wolę. W rejonie Pława zostały zaatakowane przez sowieckie patrole, ale nie poniosły większych strat. Świadek tamtych czasów ks. Józef Skoczyński napisał w swoich wspomnieniach: Niemcy zaczęli myśleć o obronie, która mogła wiele kosztować, zwłaszcza że zamierzali spalić dla odsłonięcia sobie terenu Swoły, przysiółek Pława położony przy Elektrowni. Nie stało się to tylko na skutek szybkiego rozwoju sytuacji. Musieli się spieszyć, aby prawdziwe okrążenie nie nastąpiło. Od 7 godziny wieczorem zaczynają grać armaty od strony Niska zapowiadające zbliżanie się Niemców. Z początku pojedyncze przechodzą one w gęsty obstrzał około 10 godziny wieczór. Sowieci zostawiwszy za szosą od strony Pława małe patrole usadowili się po drugiej stronie szosy od Stalowej Woli, czekając na przeprawę przez Niemców właśnie przez szosę, bo innej drogi nie było. Niemcy rzeczywiście zbliżali się od Elektrowni, poprzedzani czołgami. Miotacze nie dopuściły ich jednak ponad początek Pława. Cofnęli się więc ku „dyrektorskiej” a nie znalazłszy innej drogi około północy zaczynają się przebijać. Trwało to do 7 rano. Jeżeli przez samo Pławo udało się im przejść bez strat prawie, dotkliwe razy otrzymali pod Rozwadowem. Na górce znaleziono potem kilkudziesięciu zabitych i rannych, wiele materiału strzaskanego, a nawet armaty i broń.
Elektrownia pracuje
W tym czasie do ostrzejszych walk doszło w rejonie Rozwadowa i Charzewic. Mówi o tym sprawozdanie rozwadowskiej placówki AK z początku sierpnia 1944 roku (co prawda z przesadą o stratach niemieckich): Wypadki toczą się szybko, wojska niemieckie w większych grupach wycofują się, dochodzą nas wieści, że wojska Armii Czerwonej są już blisko, w Nisku. Dnia 1.08.44 r. o godz. 17,00 wkraczają patrole Armii Czerwonej do Rozwadowa i Charzewic. Po krótkiej walce Niemcy wycofali się z terenu Charzewic. Wieczorem tegoż dnia Niemcy kontratakują odzyskując nieco terenu. Między 2-gą a 4-tą godziną dnia następnego dochodzi do walki na terenie Pławo – Rozwadów i Charzewice. Duża grupa niemieckich wojsk, otoczona w rejonie Niska, przebija się przez pierścień sowieckich wojsk. Sprawozdanie akowskie mówi, że walka w rejonie Pława, Rozwadowa i Charzewic trwała około ośmiu godzin. Elektrowni nie ostrzeliwano ani nie bombardowano, stała nieczynna i opuszczona.
Rano 2 sierpnia 1944 roku Stalowa Wola była wolna od Niemców. Miasto zajęli żołnierze I Frontu Ukraińskiego, a bezpośrednio pododdziały 13 Armii, dowodzonej przez generała lejtnanta Nikołaja Puchowa.
Elektrownia ocalała. Wkrótce pracownicy elektrowni przystąpili do uruchamiania siłowni. Miała ona ożywić Zakłady Południowe i przyfabryczne osiedle. Na początku września 1944 roku z elektrowni znowu popłynął prąd.
Na początku XXI wieku przedwojenną elektrownie rozebrano. Na jej miejscu w 2012 roku hiszpańska firma Abener przystąpiła do budowy bloku parowo-gazowego o mocy 450 MW. Inwestycji Hiszpanie nie ukończyli w ustalonym terminie w 2015 roku. Zeszli z budowy. Przewiduje się zakończenie inwestycji przez inne firmy w 2019 roku.