– Początkowe obawy bardzo szybko się rozwiały. Ludzie się poznali i okazało się, że są to osoby, którym bardzo zależy na pracy. Dobrzy, rzetelni pracownicy, robią to, czego się od nich wymaga – mówi Joachim Jersch, dyrektor Uniwheels w Stalowej Woli.
We wrześniu pracę w stalowowolskim zakładzie rozpoczęli więźniowie z zakładu karnego w Chmielowie. Początkowo było ich 11. Dziś na dwie zmiany pracuje 22 skazanych. A dyrektor Uniwheels już myśli o podwojeniu tej liczby. Bo jak przekonują władze Aresztu Śledczego w Nisku i podległego mu oddziału zewnętrznego w Chmielowie, zatrudnianie osadzonych się opłaca.
– Pomysł zatrudnienia więźniów zrodził się w momencie, gdy nie było rąk do pracy. Wiosną i latem mieliśmy problemy kadrowe. Dużo osób wyjechało do prac sezonowych. Szukałem rozwiązania. Pracę więźniów w zakładach znam z Niemiec, gdzie firmy angażują się w taką formę pomocy. Szukałem gdzie mamy w pobliżu zakład karny. Okazało się, że Chmielów jest niedaleko.
Nawiązaliśmy kontakt – o pomyśle zatrudnienia więźniów mówi dyrektor stalowowolskiego Uniwheels. Joachim Jersch skontaktował się z władzami Aresztu Śledczego w Nisku, w ramach którego funkcjonuje właśnie oddział zewnętrzny w Chmielowie. Karę pozbawienia wolności odsiaduje tu około 200 skazanych.
Ręce chętne do pracy
Pomysł zatrudnienia więźniów trafił na podatny grunt. Tym bardziej, że praca osadzonych jest jednym z zadań realizowanych w ramach Funduszy Aktywizacji Zawodowej Skazanych oraz Rozwoju Przywięziennych Zakładów Pracy. Pomysł podjęcia pracy zarobkowej znalazł też szeroki oddźwięk wśród samych osadzonych. Chętnych do podjęcia pracy było znacznie więcej niż przewidzianych miejsc.
– Nie mam żadnej pomocy z zewnątrz i jest to dla mnie sposób na zarobek. Jestem zadowolony z pracy. Jak mam siedzieć w zamknięciu, to wolę być tutaj – mówi Dariusz, jeden z pracujących w Uniwheels osadzonych. – Przez dwa tygodnie byliśmy przyuczani do pracy. Nie jest to trudna praca, co najwyżej trzeba trochę podźwigać felg. Nikt nie zwracał uwagi na to, że jesteśmy z więzienia. Wszyscy zachowują się w porządku. Chciałbym tu zastać później, jak wyjdę z zakładu – wyznaje.
Jak przyznaje szef stalowowolskiego zakładu, szanse, by skazany po odbyciu kary znaleźli stałe zatrudnienie w Uniwheels są. – To są dobrzy pracownicy. Są rzetelni, starają się bardzo. Robią to, czego się od nich wymaga. Jest to też dla nich szansa, by zdobyć doświadczenie, zawód i znaleźć w późniejszym czasie u nas stałe zatrudnienie. Mamy dwóch pracowników, którzy, jak się dowiedziałem, w grudniu opuszczą zakład karny i ja ich chętnie zatrudnię na stałe. Jesteśmy bardzo zadowoleni z tej współpracy – mówi Jersch. I jak podkreśla, wspólnie z zakładem karnym już podjął rozmowy o zatrudnieniu większej liczby osadzonych. – W tym momencie zatrudniamy osadzonych na dwie zmiany, ale będziemy chcieli przejść na czterobrygadowy system. Chętnie zatrudnilibyśmy około 50 – mówi.
Płaca tylko za pracę
A jakie korzyści przemawiają za zatrudnieniem skazanych? Jak wyjaśnia Józef Stępień z niżańskiego Aresztu Śledczego, jest ich wiele. – Pracodawca jest zwolniony z obowiązku odprowadzania składki zdrowotnej za zatrudnienie osoby pozbawionej wolności. Osadzonemu zatrudnionemu w pełnym wymiarze godzin przysługuje minimalne wynagrodzenie za pracę, przy czym jest ono naliczane proporcjonalnie do faktycznie przepracowanych godzin – wylicza. – Plusem jest też fakt, że pracodawca nie zawiera umowy ze skazanym, ale z zakładem karnym. Może też liczyć na zwrot 20 procent kosztów poniesionych na utworzenie nowych miejsc pracy dla osadzonych.
Na razie Areszt Śledczy podpisał jedną umowę na odpłatną pracę więźniów. – Umowa z Uniwheels została podpisana 31 sierpnia i dotyczyła 11 osób. Współpraca układa się bardzo dobrze, już 28 września został podpisany aneks do umowy, który zwiększa grupę do 35 osób. W chwili obecnej pracuje 22 osadzonych. Wykonują taką samą pracę jak cywile, którzy są zatrudnieni w tej firmie. Pracują na odlewni, na obróbce mechanicznej, na obróbce końcowej – dodaje Stępień.
– Najważniejsze jest to, że pracodawca jest zadowolony. Najlepiej o tym świadczy fakt, że zdecydował się na powiększenie grupy zatrudnionych skazanych – podkreśla Simona Wójtowicz, kierownik penitencjarny niżańskiego aresztu i zarazem jego rzeczniczka prasowa. – Pracodawca dostrzegł w nich duży potencjał. To że są to pracownicy zdyscyplinowani, pracownicy, którzy przychodzą do pracy, nie opuszczają dni pracy. Dostrzegł też taką korzyść, że płaci im za dni faktycznie przepracowane, a nie dni zwolnień lekarskich i innych nieobecności. To też cenna wskazówka dla innych pracodawców, że warto zatrudniać skazańców.
Przełamać strach
Jak przyznaje Wójtowicz, wielu pracodawców obawia się zatrudniać skazanych. – Wiemy, że zatrudnianie osadzonych budzi obawy wśród pracodawców. Myślę, że czasami warto zaryzykować i zainwestować to swoje ryzyko w skazanego. Bo to jest po prostu opłacalne – przekonuje.
O strachu przed zatrudnieniem skazanych mówi także Joachim Jersch. – Nasi pracownicy, jak się dowiedzieli skąd ci ludzie są, byli zaniepokojeni. Nie wiadomo było jak się będzie układała współpraca z osadzonymi. Były pytania kto to jest, jakie kary odsiadują. Początkowe obawy bardzo szybko się rozwiały. Ludzie się poznali i okazało się, że są to osoby, którym bardzo zależy na pracy – podkreśla.
Władze niżańskiego aresztu tłumaczą, że decyzja, który z osadzonych trafi do pracy, jest przemyślana. – Osób, które możemy zatrudnić jest bardzo dużo, a miejsc pracy niewiele. Nie mamy problemu z naborem do pracy. Dlatego też możemy sobie pozwolić na bardzo wnikliwą selekcję skazanych i bardzo wnikliwy dobór. To nie jest tak, że każdy chętny może pójść do pracy. Niezwykle ważne są względy ochronne i penitencjarne. Bardzo wnikliwie przyglądamy się każdemu chętnemu. Taki kandydat musi odbyć rozmowę z wychowawcą i psychologiem. Wstępnej analizy czy zatrudnienie tego osadzonego jest bezpieczne, musi dokonać kierownik ochrony.
Przed skierowaniem do pracy bierze się pod uwagę bardzo dużo różnego rodzaju elementów i czynników, bo to jest decyzja, za którą my odpowiadamy. Nie możemy sobie pozwolić na błąd i skierować do pracy kogoś, kto nie powinien wychodzić na zewnątrz – wyjaśnia Simona Wójtowicz.
O ile łatwo jest znaleźć chętnych wśród osadzonych, tak trudno jest znaleźć pracodawców skłonnych ich zatrudnić. – Podejmujemy szereg różnego rodzaju wysiłki. Józef Stępień, zajmujący się z naszej strony programem, niemalże osobiście dociera do każdego pracodawcy. Zachęca, namawia, przedstawia korzyści płynące z zatrudnienia skazanych. Usiłujemy przekonać pracodawców do tego, że warto zainwestować w skazanego jako pracownika. Na naszej stronie internetowej jest informacja, w jaki sposób można się do nas zgłaszać i zatrudniać skazanych – tłumaczy mjr Wójtowicz. – Nie ma dla dorosłej osoby lepszej formy oddziaływań wychowawczych jak zatrudnienie. Zatrudnienie organizuje czas, uczy nowych umiejętności i pozwala zachować sprawność.
TEKST UKAZAŁ SIĘ W PAPIEROWYM WYDANIU SZTAFETY – NR 41/2016
5 Comments
Julia
Ok z tym zatrudnianiem więźniów ale oni mają oni odprowadzane składki emerytarno-rentowe?
Piotr
Myślę, że nie bo to przecież umowa podpisana z zakładem więziennym z Chmielowa
juramarek
Redakcjo- do netu to dalibyscie krótsze, a tak na marginesie dawniej prowadzali takich w bluzach z duzymi literami ZK na plecach , praca wychowuje kazdego!!!!!
Gosia
Myslę że tak tylko co to znaczy bo ja młodszego wieku?
Janek
chyba chodzi o to ze kiedyś to grupy wieźniów do pracy szły grupami przez miasto w Nisku mieli jednkowe ubrania i taki znak ZK na nich