Gdy powstały przed wojną Zakłady Południowe, dzisiejsza Huta Stalowa Wola, były próby utworzenia związków zawodowych. Ich działalność co prawda nie była zabroniona, ale chętnych do wpisania się na listę członków także nie było. Cieszący się wielkim autorytetem proboszcz Jeżowego, ks. Leon Zaziemski, zwołał w kwietniu 1938 roku seminarium, na którym postawiono kwestię powołania chrześcijańskich związków zawodowych w nowo budowanych Zakładach. Do ich utworzenia jednak nie doszło.
W czasie niemieckiej okupacji jawnie nie działały żadne polskie stowarzyszenia nie mówiąc już o partiach. Nie było tez żadnych związków zawodowych.
Delegaci
Namiastką współrządzenia zresztą iluzoryczną, byli delegierte czyli delegaci z poszczególnych wydziałów Zakładów. Wydawali oni kartki zaopatrzeniowe na żywność i ewentualnie tzw. bezugscheiny, czyli kartki na zakup towarów pochodzenia przemysłowego jak odzież, materiały włókiennicze czy wyroby skórzane. Podpisywali przepustki na wyjście z zakładu i mieli za zadanie informować pracowników swego wydziału czy oddziału o postanowieniach dyrekcji. Żadnych zebrań załogi nie urządzano co najwyżej propagandowe jak np. w sprawie Katynia czy spotkania z jeńcami polskimi spod Lenino.
Początki
Ledwo skończyły się działania wojenne, narodziła się tzw. Rada Załogowa. Jej przedstawiciel Stanisław Jabłoński wszedł do powołanego przez PKWN Tymczasowego Zarządu ZP. A potem jesienią 1944 roku doszło do pierwszych wyborów Rady Zakładowej. Jej przewodniczącym został Roman Zuchowicz. Praca była prawie zupełnie społeczna, bowiem oprócz obowiązków zawodowych jej przewodniczący „miał zaszczyt” zajmować się za bochenek chleba tygodniowo sprawami związkowymi. Istniejący wówczas Oddział Związku Zawodowego Metalowców skupiał ponad 500 członków. Później na mocy dekretu z dnia 6 lutego 1945 roku o radach zakładowych, wybrana została w lipcu nowa stała Rada Zakładowa, której przewodniczącym został Władysław Hofman. W pierwszych dniach po okupacji robotnicy nie otrzymywali żadnego wynagrodzenia za swoją pracę. Jeszcze pod koniec sierpnia 1944 r. kwestia zapłaty wciąż nie była uregulowana. Gminna Rada Narodowa, praktycznie reprezentująca załogę Zakładów Południowych, skierowała w ostatnich dniach sierpnia memoriał do PKWN, w którym napisano, że od pierwszej chwili stanęliśmy do budowy zakładów przemysłowych, wzięliśmy udział w budowie mostów, w remontach sprzętu wojskowego… prosimy tylko o uregulowanie tych spraw, a mianowicie sprawy aprowizacji, za swą pracę nie otrzymujemy nic – ani przydziału chleba, ani żadnego wynagrodzenia…
Walka o przetrwanie
Interwencje w PKWN nosiły znamiona dużego rozgoryczenia, w memoriałach przypominano, że w czasie niemieckiej okupacji miesięczne racje żywnościowe na osobę wynosiły: 9 kg chleba, 950 g cukru, 550 g tłuszczu, 750 g marmolady, 300 g kaszy, I 10 g kawy, 650 g mięsa, 6 jaj i dla dzieci do lat 3 1/4 l pełnego mleka. Przypominano, że pracownicy tutejszych Zakładów dodatkowo otrzymywali 6 kg chleba, 750 g mięsa i 400 g tłuszczu. W końcu sierpnia 1944 r. władze miejskie alarmowały: Od 1 sierpnia br. nie wydano dla tutejszych mieszkańców poza 6 kg chleba na osobę żadnej innej żywności, gdyż nie pozostało w Stalowej Woli żadnych zapasów środków żywnościowych. Ludność Stalowej Woli nie posiada w odróżnieniu do innych miejscowości naszego powiatu żadnych ogrodów ani też żadnych pól uprawnych i dlatego odczuwa ona dzisiaj więcej aniżeli ludność innych miejscowości w naszym powiecie okropny brak środków wyżywienia. Powiedzmy szczerze i bez przesady, że stan wyżywienia tutejszej ludności jest katastrofalny, gdyż środki finansowe wyczerpały się u większości ludności…
Związki zawodowe domagały się od PKWN 70 ton mąki chlebowej zaznaczając, że w czasie okupacji miesięcznie dostarczano 120 ton. Kwestia zaopatrzenia pracowników i miasta w żywność, opał i odzież, okazała się wyjątkowo trudna do rozwiązania. Dopiero 21 września odbyła się konferencja Zarządu Tymczasowego ZP z udziałem pełnomocnika PKWN. Brał w niej udział w której brał udział przedstawiciel Rady Załogowej. Postanowiono wówczas przydzielić pracownikom po pół tony węgla. W tydzień potem na kolejnej naradzie przedstawicieli I Frontu Ukraińskiego mjr Timonow zobowiązał się dostarczyć codziennie z żywności armii 650 do 800 g chleba dla każdego pracownika.
W sprawie przydziału żywności dla załogi ZP ich Tymczasowy Zarząd interweniował parokrotnie w PKWN. Efektem były zwykle ostre reprymendy kierowane do Wojewódzkiej Rady Narodowej w Rzeszowie. Oto jeden z przykładów: Przedstawiciel zakładów przemysłu wojennego w Stalowej Woli oświadczył nam w dniu dzisiejszym, iż pracownicy do tej chwili nie są zaopatrywani w podstawowe środki żywnościowe. Taki stan rzeczy jest niedopuszczalny… W październiku 1944 r. WRN została zobowiązana do przydzielenia miesięcznie na jednego pracownika ZP: 17 kg chleba, 2,5 kg mąki, 2,5 kg kaszy, 1 kg tłuszczu, 2 kg mięsa, 18 kg kartofli, natomiast członkowie ich rodzin mieli uzyskać na osobę 11 kg chleba, 1,5 kg mąki, 1,75 kg kaszy, 0,5 kg tłuszczu, 1 kg mięsa, 12 kg kartofli. Czasowo bezrobotni – 12 kg chleba, 18 kg kartofli. Rozdziałem tej żywności (co prawda wg zmniejszonych norm) zajęła się Spółdzielnia Spożywców „Stalowa Wola”, której to zlecił Zarząd Tymczasowy.
Czynsz, węgiel, szkoły
Sytuacja aprowizacyjna polepszyła się z końcem 1944 roku, wprowadzono od 1 listopada karty żywnościowe, które umożliwiały zakup podstawowych artykułów żywnościowych. Nie było to rozwiązaniem problemu, jakże zresztą można było na nie liczyć w sytuacji, gdy na rynku brakowało praktycznie wszystkiego. Żywność nie była jedynym kłopotem. Rada Zakładowa w imieniu pracowników ZP zwróciła się do Tymczasowego Zarządu z taką oto prośbą: W sprawie czynszu mieszkaniowego prosimy o ustalenie pobieranej przez czas okupacji tj. 50 proc. wysokości czynszu przedwojennego z uwagi na bardzo ciężkie warunki ekonomiczne, w jakich znajdują się wszyscy pracownicy i brak najkonieczniejszych środków do życia. Podwyżka zarobków, jaką otrzymali obecnie pracujący w stosunku do taryfy okupacyjnej, nie stoi w żadnym związku do cen rynkowych artykułów pierwszej potrzeby, tak że pracownik po potrąceniu mu pełnego przedwojennego czynszu otrzyma wprost znikomą wypłatę.
W sprawie pobranego z Zakładu węgla prosimy o całkowite zwolnienie pracowników od potrącenia im należności. Zdajemy sobie sprawę z wysiłków Zarządu, jakie podejmuje celem przyjścia z pomocą pracownikom w zaopatrzeniu ich w najniezbędniejsze środki utrzymania i z trudności, na jakie ciągle na tej drodze napotyka. Jednak mamy nadzieję, że Zarząd znając ciężkie położenie pracowników uwzględni naszą prośbę i wyda odpowiednie zarządzenie, by należność za pobrany węgiel nie była potrącona z tak skromnych zarobków pracownika, jak również wysokość czynszu mieszkaniowego pozostawić w dotychczasowej wysokości. Tak właśnie rodził się zwyczaj przyznawania deputatu węglowego pracownikom Huty, który istniał przez kilkadziesiąt lat.
Zasadniczym problemem tamtych czasów była kadra. Fachowców brakowało, a termin rozruchu nieuchronnie się zbliżał. Kaperowano więc byłych pracowników, ale myślano o przyszłości. O uruchomienie szkół zawodowych zwracała się skutecznie do Tymczasowego Zarządu Zakładów Rada Zakładowa. 9 października 1944 r. otwarto „Prywatne Trzyletnie Gimnazjum Mechaniczne”. Parę dni wcześniej przeprowadzono egzaminy wstępne i rozpoczęła się nauka według przedwojennego programu. Kierownikiem szkoły został Franciszek Raszka, a uprawnienia nadzorcze sprawował w imieniu właściciela szkoły, tj. Zakładów Południowych, szef produkcji ZP inż. Kazimierz Radźwicki.
27 listopada 1944 roku rozpoczęły się zajęcia w Prywatnej Szkole Dokształcającej Zawodowej. Nauczanie odbywało się również według programu określonego przed wojną. Kierownikiem szkoły był wspomniany Franciszek Raszka, a nadzór sprawował zastępca dyrektora naczelnego, inż. Bronisław Chudzyński. Prowadzenie i utrzymywanie szkół należało do Zakładów Południowych. Kształciło się w sumie niespełna 100 osób w trudnych warunkach. Zajęcia teoretyczne i praktyczne odbywały się podobnie, jak w czasie okupacji, w Zakładach. Uczniowie zwykle praktykowali przy remontach maszyn.
Społeczny front
Związki zawodowe, oprócz spraw aprowizacji, miały na uwadze całokształt życia zakładowego. Oto jak sformułowano we wrześniu 1945 roku obowiązki prezydium Rady Zakładowej: Uczestniczy w ważniejszych konferencjach w Dyrekcji Zakładów, jest informowane przez Dyrekcję o wszelkich ważniejszych przejawach życia Zakładów. Sprawuje nadzór nad całością gospodarki Zakładów – dopilnowuje przestrzegania regulaminu pracy i umowy zbiorowej. Zbiera się codziennie od godz. 7 – 8-mej celem omówienia spraw bieżących i ustalenia programu pracy na dzień następny. Co trzy miesiące urządza zebrania załogi, na których składa wspólnie z Dyrekcją sprawozdania z całokształtu życia Zakładów. Bardzo ważne były zebrania załogi, stanowiły one o podstawowym kontakcie z dyrekcją Zakładów. Poruszano wówczas wszystkie sprawy wiążące się nie tylko z samą gospodarką, ale również z warunkami pracy, płacy, a zwłaszcza zaopatrzenia w żywność itp.
Organizatorem życia zakładowego i osiedlowego były w dużej mierze związki zawodowe. Zajmowały się sprawami produkcji, a także sportu i kultury, pierwszymi czynami społecznymi. Dodać należy, że zaraz po wojnie działalność Rady Zakładowej określała komisja porozumiewawcza Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Partii Socjalistycznej, które już w końcu 1944 roku posiadały swoje komórki w zakładzie. Rada Zakładowa nie raz interweniowała w sprawie dowozu ziemniaków czy węgla, zajmowała się domem wczasowym w Zakopanem, od początku sterowała tzw. współzawodnictwem pracy i nawet… Komunikujemy uprzejmie, że na zebraniu Rady Zakładowej dnia 5.09.1945 roku zapadła uchwała nieprzeprowadzania zbiórki pieniężnej. Członkowie RZ stają na stanowisku, że sprawa sztandaru jest sprawą honoru i jako taka nie może być potraktowana z punktu handlowego”. Otóż Niemcy, uciekając, wywieźli do Watenstedt sztandar Zakładów Południowych z wizerunkiem św. Floriana. W 1945 roku do Watenstedt weszli alianci, wówczas korzystając z zamieszania, pracownik ostrowieckiej huty, Władysław Jasiński, zabrał polski sztandar i przywiózł do kraju. Aby go odzyskać, miała być przeprowadzona zbiórka pieniężna wśród załogi, ale RZ nie wyraziła zgody na to, o czym informuje przytoczone pismo. Dyrekcja ufundowała owemu pracownikowi z Ostrowca nagrodę i sztandar wrócił do Stalowej Woli.
Rada Zakładowa wspierała budowę na cmentarzu mauzoleum ku czci poległych i pomordowanych w okresie okupacji, nawoływała pracowników do pomocy przy odbudowie całkiem zniszczonego Jasła (wykonywanie poza godzinami pracy młotów 2,5- i 8-kilogramowych), zajmowała się zdemobilizowanymi żołnierzami, wszystkim co przyczyniało się do polepszenia bytu pracowników.
Upolitycznienie
Związek Zawodowy Metalowców działający w Hucie był zaraz po zakończeniu okupacji, najliczniejszą organizacją. Ale jego działalność określała komisja porozumiewawcza Polskiej Partii Robotniczej i Polskiej Partii Socjalistycznej. Tak było do kongresu zjednoczeniowego obu partii. Od grudnia 1948 roku Związek Zawodowy Metalowców stał się, zgodnie z leninowską zasadą, transmisją polityki partii. W końcu lat 40. ZZM w Hucie zajmował się warunkami socjalnymi załogi a także szerzeniem kultury i oświaty. Związki zawodowe prowadziły w Hucie akcję likwidacji analfabetyzmu, opiekowały się zespołami artystycznymi. Dzięki staraniom Rady Zakładowej Huty, w Stalowej Woli powołano siedmioklasową szkołę podstawową dla pracujących.
W późniejszych latach PZPR całkowicie podporządkowała sobie Związek Zawodowy Metalowców. Przewodniczący Rady Zakładowej wszystkie ważniejsze pociągnięcia musiał uzgadniać z Komitetem Zakładowym PZPR. W okresie Października 1956 roku pod ostrzałem krytyki znalazły się związki zawodowe, które, zdaniem pracowników Huty, nie dbały o ich interesy i były zbyt uległe wobec PZPR. Ale nie poszły w rozsypkę. W latach 50. i 60. ZZM zajmował się sprawami kultury, m.in. subsydiował działalność ZDK, sport- łożąc na utrzymanie klubu sportowego „Stal”. W znacznie mniejszym stopniu interesował się aprowizacją, jako że warunki życia w tym czasie były znacznie lepsze niż zaraz po wojnie. Rada Zakładowa zajmowała się także organizowaniem wczasów i wypoczynku, obozów dla młodzieży, wspierała finansowo różne organizacje, np. zakładowy oddział Polskiego Towarzystwa Turystyczno- Krajoznawczego, wspomagała szkoły. Zajmowała się także prowadzeniem Pracowniczej Kasy Zapomogowo- Pożyczkowej.
W 1964 roku do pracy w Zarządzie Głównym Związku Zawodowego Hutników przeszedł przewodniczący Rady Zakładowej Huty Czesław Ślęzak. Na jego miejsce przeszedł Leszek Strycharski. Wtedy też związkowcy Huty w ramach Centralnej Rady Związków Zawodowych przeszli do Związku Zawodowego Hutników. Ten manewr miał na celu uzyskanie przez Hutę korzystniejszych przywilejów branżowych jakie posiadali hutnicy, m.in. wyższy przydział deputatu węglowego. Wcześniej pracownicy ZM otrzymywali mniejszy deputat niż hutnicy.
W latach 70. Związek Zawodowy Hutników w Hucie była najliczniejszą organizacją. Był też najbogatszy. Należał do nich każdy pracownik, tylko jedna urzędniczka z dyrekcji naczelnej nie podpisała deklaracji związkowej. ZZH łożył na utrzymanie ZDK, zajmował się ośrodkiem wypoczynkowym w Ulanowie, z jego inicjatywy i w dużej części za związkowe pieniądze zbudowano dom przedpogrzebowy na stalowowolskim cmentarzu. Ale organizacja związkowa nie występowała w obronie pracowników w takim zakresie jakby sobie oni życzyli. Zresztą ZZH był podporządkowany całkowicie Komitetowi Zakładowemu PZPR. W trakcie konferencji związkowych formą obowiązującą było zwracanie się do słuchaczy per „towarzysz”. W latach siedemdziesiątych ze stanowiska przewodniczącego Rady Zakładowej odszedł Leszek Strycharski, na jego miejsce przyszedł Stanisław Majewski wcześniej dyrektor ekonomiczny Huty, po jego śmierci przewodniczącym został Bronisław Ryba a następnie Michał Świetlicki, któremu przyszło się zmagać z powstała i rosnącą w wielka siłę NSZZ „Solidarność”. Ostatnim przewodniczącym przed stanem wojennym był Zygmunt Kłobut. Jego kadencja przypadła na czas, gdy ZZH w Hucie był nieliczny, liczył około 2 tys. członków na ponad 20 tysięcy pracowników. Wówczas 90 proc. załogi należało do „Solidarności”.