Wywiad z PAWŁEM WROŃSKIM, pochodzącym ze Stalowej Woli basistą zespołu ŻYWICA
– W Stalowej Woli znany jesteś ze wspaniałych wcieleń w Teatrze Okna z MDK. Wiele osób będzie raczej zaskoczonych widząc cię w roli gitarzysty basowego agresywnie brzmiącej kapeli z Rzeszowa. Jak zainteresowałeś się graniem na instrumencie?
– Wynikało to z chęci efektywnego zapełnienia wolnego czasu. Tego czasu wolnego nie mam zbyt wiele, dlatego szczególnie ważne jest dla mnie to, jak go zapełniam. Próby zespołu i teraz koncerty okazują się w tej roli świetne. Poza tym, nie będzie to żadnym odkryciem, dla osób, które mnie znają, że muzyce od zawsze poświęcałem bardzo ważne miejsce w moim życiu. Kiedy więc, ni z tego, ni z owego, spotkaliśmy się we trzech dobrych znajomych i każdy zdeklarował, że można by stworzyć zespół rockowy, to pomyśleliśmy: czemu nie? Porozmawialiśmy i okazało się, że wszelkie argumenty na „nie” są nieprawdziwe. Kupiliśmy więc instrumenty i zaczęliśmy ćwiczyć. Potem były pierwsze próby, pierwsze własne kawałki i pewnego razu pierwszy koncert. Dziś mamy za sobą już 5 występów i kolejne w kalendarzu.
– Tak często brzmią historie powstania wybitnych zespołów: spotkali się ludzie i od razu świetnie się rozumieli. Czy między wami jest właśnie taka twórcza chemia?
– Zespół Żywica to 3 różne osobowości i 3 różne wrażliwości muzyczne. Właśnie to połączenie powoduje, że muzyka, którą gramy nie jest oczywista i nie jest czysta gatunkowo. Każdy z nas dokłada coś, co mu bardziej leży, coś, co wynika z jego osobistych fascynacji. Wokalista i frontman, czyli Mucha, słucha raczej ciężkiej muzyki gitarowej, dlatego brzmienie gitary w naszym zespole jest ciężkie, u Gagata, naszego perkusisty, dominują wpływy czysto punk-rockowe, ja, jako fan tzw. zimnej fali, mam bardziej tendencję do takiego grania na gitarze basowej, które wprowadza, miękki drugi plan do tych energetycznych piosenek. Zawsze podobał mi się stylu gry Tiny Weymouth z Talking Heads. Na pierwszy rzut oka, te nasze 3 style muzyczne, wydają się nie mieć szans na pogodzenie, ale w efekcie powstaje coś wyjątkowego. Mieszanka, którą ciężko zakwalifikować jednoznacznie do jakiegoś gatunku, np. do punk-rocka. Dlatego często określamy się sformułowaniem „muzyka garażowa”, bo to jest pojemna kategoria i chyba do nas pasuje.
– Zgadzacie się zawsze we wszystkim?
– Nie, bywają konflikty, ale twórcze. Na ostatniej próbie na przykład, zaistniała między nami poważna różnica zdań odnośnie tempa jednaj z nowych piosenek. Przysłowiowo rzuciliśmy gitarami i próba zakończyła się przed czasem. Tak bywa na próbach, ale podczas występów jesteśmy zawsze zgranym kolektywem.
– Uczestniczysz też w innym projekcie muzycznym, czy nie jest to brak lojalności wobec Żywicy?
– Jest to zupełnie inny projekt, zupełnie inna muzyka i uważam, że wszelkie projekty poboczne służą mojemu dalszemu rozwojowi, co przekłada się również na mój wkład w Żywicę.
– Skąd jest nazwa, z jakiego drzewa wypływa ta żywica?
– Wbrew pozorom nasza nazwa nie wywodzi się z botaniki i nie odnosi się do soków drzewa. Bardziej odnosi się do stanu ducha, do emocji, od słowa „żywy”. Gramy relatywnie krótki czas i praktycznie całkiem niedawno wzięliśmy instrumenty do rąk po raz pierwszy, więc nie staramy się docierać do odbiorców poprzez wyrafinowaną technikę czy rozbudowane kompozycje, ale poprzez naturalne, pierwotne uderzenie emocji, przez żywiołowość i energię ze sceny.
– Koncert w Stalowej Woli będzie waszym już 6. występem, jakiej oczekujecie reakcji od stalowowolskiej publiczności?
– Reakcja publiczności, jak dotąd jest zgodna z naszymi oczekiwaniami. Nie dziwi nas, np. to, że znajdujemy fanów głównie w grupie wiekowej niższej niż my sami. Publika raczej daje się porywać wytwarzanej przez nas atmosferze. Chociaż, trzeba zaznaczyć, że tak jak wcześniej wspomniałem, nasza muzyka nie ma typowo punk-rockowego rytmu, może więc nie zachęca automatycznie do tradycyjnego punkowego „pogo”. Wymaga jednak odrobiny skupienia i refleksji. Okrzyki „Ku… mać Punki grać!” pojawiają się jednak na naszych występach raczej regularnie. Nie możemy więc narzekać na publiczność, nie ma ściany obojętności i to nas bardzo cieszy.
– Macie cokolwiek wspólnego z punk-rockiem?
– Oczywiście, począwszy od składu, który jest klasyczny dla punk-rocka, przez tempo piosenek, po ich typowo punk-rockową prostotę. Jeżeli o mnie chodzi, to ideologia punk-rockowa nie jest mi też obca. Może ktoś powiedzieć, że jestem już za stary na punka, ale zapewniam, że anarchia jest mi bliska. Trzeba jednak podkreślić, że cały ten projekt z zespołem nie narodził się z potrzeby szerzenia jakiejś ideologii, a jako efekt kryzysu wieku średniego, któremu wszyscy, jak to oceniam, podlegamy. Pracujemy dużo na próbach, żeby zaprezentować publiczności najlepszy efekt, ale ważny jest też inny aspekt, inna korzyść w postaci własnej satysfakcji. To wszystko smakuje, jak rodzaj młodzieńczej przygody z wykorzystaniem możliwości i portfela dojrzałego człowieka.
– Podobno stać was było na bardzo drogie instrumenty?
– Zabawnym i poniekąd ironicznym faktem jest to, że jako dorośli już ludzie, wszyscy trzej mamy ustabilizowaną sytuację życiową, z regularnym dopływem, legalnych środków finansowych. Pod tym względem odbiegamy od stereotypu zespołu punkowego, który zakłada brak funduszy na sprzęt. My, w pierwszych miesiącach powstania zespołu rzuciliśmy się w wir zakupów i testowania tego, co rynek instrumentów ma nam do zaoferowania. Wypróbowałem 3 modele wzmacniaczy i obecnie gram na sprzęcie, który odpowiada moim preferencjom na chwile obecną, ale zajęło mi to pół roku. Posiadam też 3 gitary, ale korci mnie, żeby kupić jeszcze czwartą.
– Wasze teksty bywają kontrowersyjne. Macie np. piosenkę, w której jest refren „szatan jest twoim panem”, jak to rozumieć?
– Przede wszystkim, każdy wyrobiony odbiorca sztuki wie, że nie można utożsamiać podmiotu lirycznego z poglądami autora, a poza tym, w celu zrozumienia tekstu zalecam posłuchanie go w całości.
– Jakie są plany zespołu, jakaś płyta, teledysk, duża trasa koncertowa?
– Na dzień dzisiejszy mamy 12 własnych kawałków, jest to więc materiał wystarczający na nagranie płyty. Chodzi nam to po głowie, powoli zaczynamy te plany precyzować i przymierzamy się do poważniejszych nagrań. Najpierw ma powstać singiel, któremu będzie towarzyszył teledysk, a w dalszej perspektywie chcemy wejść do studia na dłużej i nagrać pełny album. Nie spieszymy się jednak z tym, bo czas nas szczególnie nie goni, a każdy dodatkowy tydzień prób i ćwiczeń powoduje, że jesteśmy właśnie o ten tydzień lepsi. Chcemy nagrać tę pierwsza płytę do połowy przyszłego roku.
– Najbliższe wasze koncerty?
– Jeszcze w tym roku czeka nas pierwszy zagraniczny koncert w Słowacji, gdzie wystąpimy jako suport zespołu THCulture. Najbliższy nasz koncert zagramy jednak w Stalowej Woli w sobotę 30 września w klubie Labirynt, także jako support dla THCulture. Serdecznie zapraszamy, chcielibyśmy się zaprezentować w Stalowej Woli przed liczną publicznością.
Rozmawiał Paweł Brzozowski
One Comment
elwira
Całkiem przyjemna muzyka. Trafiłam na koncert przypadkiem i bardzo dobrze wspominam