Dziś kolej w Stalowej Woli nie odgrywa takiej roli, jak w poprzednim wieku, zwłaszcza ta pasażerska. Zresztą ruch pasażerski na linii kolejowej Rozwadów – Przeworsk jest nieduży. Motoryzacja skutecznie wypierała kolejnictwo, i pasażerskie, i towarowe. Stalowowolskie stacje kolejowe praktycznie nie istnieją; w budynku jednej usadowiły się restauracja i bar, a drugiej – Stalowa Wola – Południe, czyli Ozetu już nie ma, została rozebrana.
Przez Stalową Wolę przebiegały, jak przed wojną, dwa główne trakty – droga nr 10 z Jarosławia do Sandomierza i linia kolejowa Rozwadów – Przeworsk, którą Niemcy na przełomie 1943 i 1944 roku wyposażyli prawie na całym odcinku w drugi tor. Fakt ten odnotował kronikarz rozwadowskiego klasztoru oo. Kapucynów: 19 listopada 1943 r.: Między Przeworskiem a Rozwadowem buduje się drugi tor kolejowy. Dzisiaj rozpoczęto także drugi tor w stronę Lublina budować… 29 stycznia 1944… Zaczynają na dobre nowe budowle: rośnie w parku kolejowym nowy budynek na „Neubauinspektion”, a na miejscu dawnego cmentarza żydowskiego plantują ziemię i będą nakładać nowe tory. W ogóle cała stacja kol. ma być przebudowana i rozszerzona… 9 marca 1944 r. Roboty koło przebudowy węzła kolejowego idą szybko. Sprowadzono setki nowych junaków, zburzono już dotychczasowy most koło klasztoru, …15 marca 1944 r… Budowa drugiego toru i przebudowa dworca kolejowego idzie w bardzo szybkim tempie. Pracują całe masy ludzi… l4 kwietnia 1944 r… Na wprost klasztoru wykańczają tory kolejowe kładąc nowe szyny (…).
Przez Stalową Wolę przejeżdżały pociągi zwykłe, tzw. robotnicze, przed wojną dowożące pracowników do Zakładów Południowych. Tak było również w czasie okupacji. Po zakończeniu działań wojennych, przez całe miesiące pociągi chodziły nieregularnie, później sytuacja uległa zmianie. W Stalowej Woli zatrzymywały się tylko pociągi osobowe, nawet po wzniesieniu nowego budynku stacyjnego w 1952 roku, żaden skład pospieszny nie stawał w Stalowej Woli, ani na Ozecie. Stacją węzłową był Rozwadów i stamtąd mieszkańcy Stalowej Woli wyruszali dalekobieżnymi pociągami. Przez pierwsze lata po wojnie istniał niewielki drewniany baraczek z bufetem, który prowadził Władysław Szumielewicz. W nim mieściła się stacja kolejowa. Był to barak sprzed wojny, prowizorycznie przystosowany do obsługi pasażerów z nadzieją wystawienia dworca kolejowego z prawdziwego zdarzenia (w rejonie pierwszej piekarni, w pobliżu ul. 1 Sierpnia). Z planów tych nic nie wynikło. Postawiono murowany budynek stacyjny, który pomieścił kasy biletowe, biura stacyjne, świetlicę i bar dworcowy praktycznie czynny przez całą dobę, w którym podawano ciepłe dania, piwo i alkohol. Stał więc nowy budynek stacyjny przy piaszczystej wydmie, w pobliżu bocznicy Huty obłożonej z obu stron szlaką z pieców stalowniczych. Po drugiej stronie torów była również wydma, z której na tory kolejowe stale osypywał się piasek. Stalowa Wola miała dwa przystanki kolejowe, jeden przy zbiegu ulic Mickiewicza i Wasilewskiej (dziś Ofiar Katynia), drugi na Ozecie, niedaleko elektrowni.
Kolej żelazna i drogi łączące Stalową Wolę ze światem nie były zbyt uczęszczanymi szlakami. Na trasie z Rozwadowa do Przeworska przejeżdżały przez Stalową Wolę przede wszystkim pociągi, przez mieszkańców nazywanymi robotniczymi oraz towarowe. Mimo że z początkiem lat 50. postawiono okazalszą stację kolejową, wciąż uważano, że w Stalowej Woli jest przystanek kolejowy. Stacja kolejowa, do tego węzłowa, czyli o dużym znaczeniu znajdowała się w Rozwadowie. Stamtąd można było wybierać się do Krakowa, Warszawy czy do innych miast Polski. Co prawda w połowie lat 50. w Stalowej Woli zatrzymywał się pociąg dalekobieżny do Warszawy, ale już w 1956 roku usunięto go z rozkładu jazdy. Dopiero w pierwszej połowie lat 60. zaczął się zatrzymywać pierwszy pospieszny pociąg z Przemyśla do Warszawy i z powrotem. Co ciekawe, tę trasę pospieszny przemierzał w cztery i pół godziny. Z czasem przybywało pospiesznych połączeń, przez Stalową Wolę przejeżdżał nawet międzynarodowy ekspres do Warny. Ale to już było na początku lat 70. W latach 60. w Stalowej Woli zatrzymywał się przyspieszony pociąg z Rzeszowa do Łodzi. Jednak wtedy wciąż jeszcze Rozwadów był zdecydowanie ważniejszą miejscowością, biorąc pod uwagę ruch pasażerski.
Stacja w Stalowej Woli wyraźnie się ożywiała w godzinach, kiedy następowała nowa zmiana w Hucie, a więc od godziny szóstej rano, gdy pracownicy przyjeżdżali do zakładów, potem po godzinie siódmej, gdy pracownicy, przede wszystkim Huty, wyruszali w drogę powrotną do domów i gdy młodzież wyjeżdżała na zajęcia do szkół w Nisku, Rozwadowie, Rudniku czy Sarzynie. Potem od godziny drugiej po południu do czwartej. Jedni przyjeżdżali do pracy i ze szkół, drudzy wracali do domów po skończonej pracy. I wreszcie, może najmniejszy ruch, od godziny dziesiątej wieczorem prawie do północy. W godzinach zwłaszcza popołudniowych trwała walka o miejsca siedzące, nim pociąg stanął, już co sprawniejsi i odważniejsi wskakiwali na schodki wagonu. Zresztą w latach 50. i nawet 60. wielu pasażerów robotniczych pociągów jechało na stopniach wagonów, bo nie dla wszystkich starczało miejsc nawet stojących w przepełnionych przedziałach. Wtedy wagony były urządzone bardzo skromnie, nie było kanap ani miękkich siedzeń; ławki były drewniane.
Do Stalowej Woli przybywało wiele transportów kolejowych, przeważnie do Huty i Elektrowni. Huta ściągała z kraju i zza granicy półfabrykaty, węgiel, natomiast Elektrownia prawie wyłącznie węgiel i to w stale rosnących ilościach, jako że rozwijała swój potencjał produkcji energii cieplnej i elektrycznej. Stacją niejako przypisaną Elektrowni był Ozet, już w latach 50. określany jako Stalowa Wola – Południe. Z tego przystanku prowadziła bocznica klejowa na teren siłowni. Huta Stalowa Wola jeszcze od przedwojny posiadała własną bocznicę kolejową już na terenie miasta. U jej wlotu do zakładu stała waga kolejowa. Bocznica miała odgałęzienie wiodące niemal pod piekarnię przy dzisiejszej ulicy 1 Sierpnia, wzdłuż linii kolejowej, obok nieistniejących już baraków mieszkalnych przy dzisiejszej ulicy Kwiatkowskiego, komendy milicji, przecinając ulicę 1 Maja. Przez czas okupacji i nawet po wojnie wzdłuż bocznicy składano szlakę. Jeszcze w latach 50. bocznica zakładowa służyła za dworzec kolejowy dla dzieci wyjeżdżających na kolonie i za punkt przeładunkowy kartofli, które Huta dostarczała w ramach akcji socjalnej swoim pracownikom.
Przez długie lata, gdy komunikacja autobusowa była jeszcze w powijakach, wzdłuż torów kolejowych prowadziła najkrótsza droga do Rozwadowa. Jeszcze w latach 60. mieszkańcy chodzili ścieżkami wzdłuż torów. Dochodziło do wypadków śmiertelnych, gdy nocny wędrowiec ułatwiał sobie pokonywanie drogi, idąc między torami, zdarzało się, że nie dosłyszał nadjeżdżającego pociągu. Tak zginął m.in. Julian Kozioł. Wypadki te, podobnie jak samobójcze śmierci pod kołami pociągów w obrębie Stalowej Woli, były szeroko komentowano przez mieszkańców.
W końcu lat 60. Huta podjęła inwestycje kolejowe zakrojone na szeroką skalę. Zagarnęła nowy obszar lasu, wzdłuż linii kolejowej Rozwadów – Przeworsk, przejęła dawną leśniczówkę, którą wkrótce rozebrano i miejsca po zakładowych stajniach konnych. W pobliżu tych budynków wcześniej odbywały się festyny dla młodzieży ze Stalowej Woli i okolic. Huta przebudowała własną sieć kolejową. Wtedy też zlikwidowała bocznicę wiodącą pod piekarnię przy ul. 1 Sierpnia, został po niej tylko wał odgradzający plac (obecnie Piłsudskiego) od torów kolejowych. Ułożono trzeci tor kolejowy, bocznicę z Rozwadowa do Huty. Prace te zakończono później niż przewidywał plan, de facto w 1970 roku.
Przez całe lata mieszańcy baraków zakładowych tych przy dzisiejszej ul. Kwiatkowskiego, po torach zmierzali do sklepów, na targowisko, do kościoła. Zdarzało się, że funkcjonariusze Straży Ochrony Kolei urządzali zasadzkę na łamiących przepisy, ale to nie odstraszało nikogo, zresztą chodzący po torach ostrzegali się w takich sytuacjach. W końcu lat 60. baraki rozebrano, podobnie jak leśniczówkę i wszystkie drewniane zabudowania znajdujące się w pobliżu stacji kolejowej. Teren ogrodzono i zbudowano nową ulicę, którą nazwano Kolejową. Zlikwidowano natomiast drogę z tłucznia, wiodącą od stacji kolejowej pod bramę Huty. Znalazła się za parkanem, na terenie Huty. Przez tory kolejowe prowadziły przejazdy, w większości strzeżone; jeden był w Ozecie, drugi był przedłużeniem ul. Wasilewskiej (obecnie Ofiar Katynia), trzeci raz tory przecinała ulica 1 Maja (dziś ks. J. Popiełuszki), niedaleko za piekarnią (od lat nieczynną) przy ul. 1 Sierpnia był następny przejazd uczęszczany głównie przez pławskie furmanki, w latach 70. został zlikwidowany. Ten nie był strzeżony. No i czwarty pod Rozwadowem, gdzie ul. Przemysłowa przecinała tory. Gdy włączono Rozwadów do Stalowej Woli, w obrębie miasta znalazł się następny przejazd, prowadzący na Piaski, a także wiadukt w pobliżu klasztoru oo. kapucynów, łączący obie części miasta. Ponadto były dwa przejazdy, również strzeżone, na bocznicach Elektrowni i Huty. Częstotliwość przejazdów pociągów nie była zbyt wielka, więc zamykanie zapór nie dawało się jeszcze bardzo we znaki. Najgorzej było z pociągami towarowymi zmierzającymi do Huty. Na długo przed ich przejazdem, dróżnicy zamykali szlabany i kierowcy bardzo się denerwowali w oczekiwaniu na wolną drogę. Wciąż mówiło się w Stalowej Woli o bezkolizyjnych przejazdach: tunelach pod torami albo wiaduktach przerzuconymi nad linią kolejową. Ale te pomysły zaczynały nabierać realnego kształtu na przełomie lat 60. i 70., gdy coraz częściej zamykano szlabany dla ruchu kołowego. Gazeta zakładowa Huty „Socjalistyczne Tempo” w 1973 r. tak pisała o przejazdach: Gdy zapory zatrzymają sznur samochodów na przejeździe kolejowym słychać jedno wielkie zgrzytanie zębów. Walą się gromy na PKS, bo spóźniają się autobusy miejskie, a gdy wóz Pogotowia Ratunkowego stoi przed szlabanem kilka minut, które mogą okazać się decydujące dla pasażera, można wołać o pomstę do nieba. Najwyżej. Zmora przejazdów prześladuje miasto od jego narodzin.
Pociągi przejeżdżające przez Stalową Wolę ciągnęły lokomotywy opalane węglem, w latach 60. i później pojawiać się zaczęły wozy spalinowe, ale tylko w pociągach pospiesznych. W obrębie Stalowej Woli, zanim w końcu 1973 roku przyłączono Rozwadów, były dwie stacje, Stalowa Wola i Stalowa Wola – Południe. Na tej drugiej zatrzymywały się tylko pociągi osobowe. W połowie lat 50. władze miasta czyniły starania w sprawie budowy dworca kolejowego z prawdziwego zdarzenia, miasto się rozrastało, przybywało mieszkańców, a w Stalowej Woli nadal istniał przystanek kolejowy. W planie perspektywicznym miasta, jaki stworzono jeszcze w 1952 roku, przewidywano budowę nowej stacji kolejowej, którą zamierzano zlokalizować na północ od ul. 1 Maja (dziś ks. J. Popiełuszki), mniej więcej naprzeciw dzisiejszego Miejskiego Domu Kultury, w bliskim sąsiedztwie nowego centrum Stalowej Woli. Mimo planów zatwierdzonych przez władze wojewódzkie i centralne, do budowy osobowego dworca kolejowego nie doszło. Ministerstwo Komunikacji inwestycję tę przesunęło na 5-letni plan gospodarczy 1956-1960. Ale, jak się potem okazało, również sprawa budowy dworca w latach następnych upadła. Plan zabudowy, jaki ustalono w 1963 roku, przewidywał budowę czterech dwupoziomowych przejść przez tory kolejowe. Ale tego projektu również nie zrealizowano.